’Może ja nie powinnam teraz z nim chodzić… Może to za wcześnie… Dopiero, co zerwał ze mną Cody, który udawał, że mnie kocha… A teraz… Może Justin też chciał mnie tylko wykorzystać. Zaciągnąć mnie do łóżka. Może jestem, jak każda jego inna fanka. Nie. Już nie jestem jego fanką. Nie wiem już, kim jestem. Zaraz mogę się dowiedzieć, że nie odwiezie mnie do domu. A jeśli chciał mnie wykorzystać, to wcale nie musi mnie odwozić do domu. Może mnie zostawić, w każdym miejscu. Gdzie tylko mu się spodoba…Ał. Głowa zaczyna mnie boleć. Dlaczego czuję, jakbym miała związane gardło, tak że nie mogę przełknąć śliny? Słabo mi się zrobiło.’ Rozmyślając zasnęłam…
*Oczami Justina*
Nie miałem gdzie iść. Byłem wkurzony. Usiadłem obok drzwi. Słyszałem, jak Bella płacze. Zacząłem rozmyślać…’ Nie było mi jej szkoda. Powiedziała, że jestem, jak każdy inny chłopak. Podobno mnie kocha, a mówi cos takiego? I to niby ja myślę cały czas tylko o seksie, a to przecie jej się to śniło. Choć… Wtedy tylko o tym myślałem. Gdy to opowiadała… Miałem ochotę, aby do tego doszło. Może dlatego tak ją całowałem. Ale nie chcę zdejmować z niej dziewictwa. A… jeśli już nią nie jest? Nie wiem, co działo się, kiedy była z Cody’m. I ilu miała chłopaków. Cały czas słyszę jej płacz… Który ucicha. Mówiłem, że nie jest mi jej szkoda, ale… Jak ja źle się czuję! Serce mi wali, jak opętane, w brzuchu motyle i okólnie mam złe samopoczucie. Dlaczego tak jest? Co się ze mną dzieje? Jestem chory? Dobra. Idę do pokoju Chrisa. Nie chcę jej widzieć na oczy, ale dlaczego nie mogę przestać o niej myśleć?’ Podszedłem do drzwi od pokoju Chrisa, ale były zamknięte. No tak… Przecież Chris ma złamaną nogę. Scoota też nie ma. Usiadłem pod drzwiami z numerkiem 397 (Pokój Chrisa).
*Oczami Chrisa*
Obudziłem się w szpitalu. Obok mnie siedział Scott. Nic nie pamiętałem. Źle się czułem. Noga mnie strasznie bolała. Spróbowałem wstać.
-Chris, nie wstawaj. – Powiedział Scott.
-Co się stało? – Zapytałem.
- Spadłeś z deskorolki, nie wiem, jakim cudem, ale masz tylko złamana nogę. – Odpowiedział.
-Tylko złamaną nogę?!
-Mogło stać się coś gorszego.- Powiedział.
-No tak… A gdzie jest Justin?- Zapytałem.
-W hotelu z Bellą.
-Sami? – Dopytywałem się.
-No, tak…
-A nie boisz się zostawiać ich samych?- Zadałem już piate pytanie pod rząd.
-Dlaczego miałbym się bać?
-No wiesz… - Zacząłem, bo jeszcze się nie domyślił.- Justin ma różne pomysły i mógłby wpaść na taki jeden, co…- Scott pochylił się lekko nad moim łóżkiem, ale cały czas siedział na krześle.
- A myślisz, że oni mogli by… No wiesz… Uprawiać se…- przerwałem mu.
-Ej, ej, ej. Ja nie wiem. Justin mi nic nie mówił, ale to jest możliwe na więcej niż pięćdziesiąt procent. – Scott popatrzył na mnie dziwnie.
- To może ja pojadę do hotelu.- Mówił wolno.
-A ja?- Zapytałem. – Co mam tu leżeć w nieskończoność?
-Nie. Tylko do jutra. Czas odwiedzin i tak się już skonczył, a ja myślę, że sobie poradzisz.
Wybiegłem szybko i wsiadłem do samochodu. Spieszyłem się, bo to prawda, co mówił Chris. Justin ma wiele szalonych pomysłów, a patrząc jeszcze na urodę Belli, to możliwe jest, że pewnie teraz planują zaszaleć, albo już zaplanowali i zaczęło się. Dojechałem do hotelu i wbiegłem do windy. Pojechałem na odpowiednie piętro i wyszedłem z windy. Szybko poszedłem w stronę pokoju Justina. Zdziwiłem się widząc Justina siedzącego przed pokojem Chrisa.
- Justin… Dlaczego siedzisz na podłodze przed pokojem Chrisa?- Justin wstał.
-Pokłóciłem się z Bellą. – Powiedział Justin.
- Chodź do mojego pokoju.
Podeszliśmy do drzwi. Otworzyłem je i wpuściłem Justina do środka. Usiadł na fotelu. Zamknąłem drzwi i usiadałem na kanapie.
-To o co się pokłóciliście?- Zapytałem. Widziałem, że Justin potrzebuje teraz wsparcia.
-Długa historia… - Westchnął.
- Mamy czas. – Byłem ciekawy, czemu się pokłócili. Przecież wszystko tak dobrze wyglądało.
- Mówiła, że jestem taki sam, jak wszyscy faceci… - Spuścił wzrok na podłogę.
-I dlatego się pokłóciliście? – Byłem zdziwiony.
- Chciałbyś, żeby twoja dziewczyna, powiedziała ci, że jesteś taki sam, jak wszyscy?- Zapytał.
-Nie, ale Bella nie jest osobą, która powiedziałaby coś takiego. – Patrzyłem na niego. – Wydaje mi Się, że nie mówisz mi całej prawdy… Wszystkiego, co się zdarzyło.
-Strata czasu. – Justin wstał i poszedł do drzwi.
-Gdzie idziesz? –Zapytałem.
-Na korytarz. Przecież do pokoju nie pójdę.
-Wracaj i usiądź. – Rozkazałem mu. Justin podszedł do fotela, na którym siedział wcześniej i usiadł. – Powiesz mi, co się stało, czy nie? – Nie patrzył na mnie. Był zdenerwowany. – Widzę, że przejąłeś się tą sytuacją i ktoś musi cię zrozumieć, więc jeśli nie chcesz mi nic mówić, to mogę zadzwonić po twoja mamę, żeby przyleciała i ona z tobą porozmawia.
-Dobra. Wolę rozmawiać o tym z tobą, niż z mamą… - Powiedział.
-Więc, co się stało?- Justin zaczął od jakiegoś snu Belli, ale nie chciał powiedzieć, co się wydarzyło. Potem opowiadał dalej.
-Wtedy powiedziała, że jestem taki, jak wszyscy faceci i myślę tylko o seksie. I wyszedłem z pokoju.
-Yhm… A myślałeś?- Zapytałem, ale nie usłyszałem odpowiedzi. – Justin, mi możesz wszystko powiedzieć. Pattie o niczym się nie dowie. To myślałeś?
-Nooo… Trochę… Tak. – Patrzył się w podłogę.
-To dobrze. – Uśmiechnąłem się.
--------------------------------------------------------------------------
Dziękuję tym, którzy regularnie odwiedzają mojego bloga. =)
Niestety jest mi smutno, ponieważ to są tylko dwie osoby. =(
Mam nadzieję, że zachęcicie więcej osób, bo jeśli nie, to przepraszam was, ale ja nie będę dalej pisać bloga.;(
Zaraz dodam następny rozdział i potem dopiero za kilka(naście) dni...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz